Nie ma tu jeszcze ludzi
Nie zjawili się
Albo bali zagrać
A ulica biegnie przed siebie
Zaczyna się od lisiej łapy
Od wnyku
Skowytu i krwi
Przez głód i pragnienie
Zmęczona po moście
Przeskakuje rzekę
Wybrukowana kocimi łbami
Tylko dzieciom zawdzięczającym
Swą metaforyczność
Gładko wbija się ostrołukiem w mur
Ozdobiony
Kawałkami tkanin
Włosów
Naskórka
I mięśni
A już za nim do ogrodu
Gdzie karuzela
Nadziei i modlitw
Radośnie skrzypi
W takt nieodległych bębnów i trąb
Więc sama sobą zdzwiona
W tanecznym pląsie
Chwieje się i waha
I zawija całkiem zgrabnym krawężnikiem
Ku rynkowi
By wśród cieni przekupek i skazańców
Nie znikając zniknąć
Zawrócić nie uciekając
Porywając puste kielichy i buty
Odpadłe sztukaterie
Strupy
Prowadzić gubiąc