19 maj 2024

Tu był dom mojej prababci
Widzę ją, jak siedzi na krześle
Lub wygląda przez okno
Oparta o parapet
Jak jej córka
Okna się zlewają
Lepiej pamiętam to z babcią
Jakoś też bardziej boli
Chociaż mogłem wyciągnąć ramiona
Do trzeciego piętra
Z łatwością
Jej mama była inna
Może przez okno
Budynku którego nie ma
Albo jest
Ale jest jakiś obżarty
Hamburgerami z pobliskiego macdonaldsa
Kontemplowała swoje
Nie moje
Dzieciństwo
A może jej byt zagubił się
Wraz z moją pamięcią
O budynku
Z oknem
Które bywa oknem w czasie

Imagine

Przykro mi John
Nie dołączę
Ludzie nie są do ideałów
Mógłbym co prawda
Wykrzykiwać, że chcę sprawiedliwości
Jednak nie za darmo
Albo być święcie przekonanym
Żeby zamknąć kościoły
Lub na wyścigi
Proklamować powszechne braterstwo
Ale motywacji wystarcza mi tylko
Na uśmiech
Na ulicy

Żółw i jeż

Chcieli przyjaźnić się spotkawszy dwaj zwierze
Co umieli najlepiej, zrobili w dobrej wierze
Jeden igły wystawił świeżutkie i ostre
Na to do skorupy drugi schował się po prostu
Wychodź tu zaraz, tulić cię chcę - rzecze jeżyk
Ani chcę, ani umiem, no i… jakoś Ci nie wierzę
Za dobrą biorąc monetę fakt, że nie ucieka
Jeż nuże się łasić, wić, przymilać… i na efekt czeka
Igłami obłaskawiać  skorupę, co tak dobrze chroniła
I jasna rzecz uważa, iż pieszczota to miła
Jak domyślić się łatwo, duch co w skorupę i w igły spowity
Miękł podobnie, jak one, w czynie tym pracowitym
Tak minęły tygodnie, miesiące... inni twierdzą, że lata
A wytarły się kolce, pancerz stał jak wata
Zaś oczy wpatrzone we wzajemnym zdziwieniu
Samym już były patrzeniem w bezbronnym patrzeniu






10 maj 2024

Rozumiem
Może lepiej
Ale mniej
Widzę więcej
Lecz przedmioty i idee
Leżą niedokładnie
Śmierć jest bliższa
A bilet na nią droższy
I ja
O mnie piosenka prosta
A ledwie ją nucę
Bo słowa migają
Takty umykają
Nie umiem już grać ich
Akordami

Lęk

Dziś ta siarka
Nie płonie
Skrzydła leniwie zmiatają polny kurz
Oczy z szumem odwracają się ku ciszy
Skamieniała łuska z historią wyszczerbień
Pobłyskuje matowo
Jak zaniedbana średniowieczna mozaika
A ogon przypomina ziemny wał
Chroniący przed wylewem rzeki
Nawet łapy z krwią zakrzepłą ma pazurach
Budzą bardziej troskę, niż grozę
Dziś świeci słońce
I jesteś, lecz
Najedzony


Jak szkło w stopach
Zmienić w lustro

Jak skąd wyrastać powinny
Pióra
Wyjąć kolce

Jak maczugę zmienić
W dłoń




6 maj 2024

Kwiaty milkną nocą
Zamykają szczelnie usta
Zwijają płatki jak dłonie
Pod głowę
A gdy obok przechodzi deszcz
Udają, że ich nie ma
Że łąka nie istniała
Że ich nie było
Byle tylko
Nie powiedział
Że są piękne

Diana Tycjana

Bez wahania
Musi zginąć
Już zginął
Wy głupie
Na co czekacie
Jak patrzycie
Choćbym kochała go nad życie
Już rozszarpany  

5 maj 2024

Tryptyk kościelny

I

W niektórych gotyckich rzeźbach
Marii z Jezusem na ręku - 
On jakby chciał uciec
Nic dziwnego najczęściej jej mina
Nie należy do zachęcających
Ale może jest w tym jakaś
Mądrość
Dania jej wolności
Której często
Sama nie chce
I dania sobie wolności
Która jest trudna Mamo

II

Organy są chlubą
Tego kościoła
Może i tego miasta
Krainy
Więc może i świata
Bo może nas nie stać
Najzwyczajniej
Na lepsze zwieńczenie
Niż dudnienie
Lub poczucie zagubienia

III

Ten mały romański kapitel
Spajający biforium
Niegdysiejszej empory
Jak skrzydła dyptyku
Jest dziś moim zamurowanym bratem
Co nigdy nie dojrzy już słońca

Może pewnego dnia spośród gruzów


W ułamanym skrzydle motyla
Zamknął się ból
Z nim piękno
Mają razem nie więcej niż
Atom grubości
Oglądane pod słońce
Piękno jest nitkowane
Ażurowe 
Spojone łukami i tęczami
Bólu - napięciem
Dającym siłę do lotu