Nic nadzwyczajnego
Bywali malarze specjalizujący się w serwetach lub dzbankach
Codziennie, jak setki mu podobnych
Podnosił spojrzenie ku niebu
Lub kierował ku horyzontowi
I pędzlem rzęs
Szkicował światłocienie
Jakie tylko miał w kieszeniach
Serca
Pośród trzepotu powiek
Chwytał paletę tęczówek
I hojnymi bryzgami
Wypełniał kształty
Gniewem i radością
Na koniec węglem źrenic
Dodawał tu i ówdzie
Ostrzejsze kreski
By, jak inicjały
Odróżniały jakoś jego obraz
Od innych