30 lis 2024

Wróble

Na pierwszym śniegu
Punkty z sercami
Oczy o drżących powiekach
Podskakujące zabawnie łzy Słońca
Groch toczący się po stolnicy polany
Migotliwe fiołki zdziwione białym dywanem
Podrywane do lotu
Samą obecnością skrzydeł
I kruchością piór
Powinowactwem czułości i wiatru
Rozpostarte stado lampionów
Zapalających się wzajem od siebie
Odbijających od mroźnej porannej mgły
Roziskrzone atomy wolności
Z dziobami jak kolce Róży
Skrzydłami jak płatki
Koronkowa serweta
Uchwytnego i pajęczej sieci




28 lis 2024

Kohelet

Biedny mój 
Bracie
Gwoździu
Kości zrastająca się
W ciemności matczynego ciała
Pokrytego sierścią
I nagiego


Na dole jest wózek
Pod nim mokry chodnik
Nad nim człowiek
Z brzydkim plecaczkiem
Brzydko ubrany
Z brzydkim wyrazem twarzy
Na wysokości łopatek
Zagięty w pół do przodu
A głową odchyloną w lewo
Umieszczoną obok drugiej głowy
Należącej do tej, która między nimi
Jak odwieczny łącznik z ziemią
Z niemym i ślepym wyrazem twarzy
Z kręgosłupem bólu przypiętym do zamglonych okularów
Tak, żeby je obie można  było
Jak oliwki
Zgrabnie  przebić wykałaczką
Na górze jest 
Mokre niebo


14 lis 2024

Tresowany żółw repryza

Nie mam skrzydeł
Płynę odbijam się
Jakby płetwami od wody
To nie powietrze
Ono nie istnieje
To tylko odwapnienie

Tresowany żółw

Ma piękną, choć spękaną
Skorupę
Przychodzi zawołany
Ale i
Słysząc tępo brzmiące spółgłoski
W rzeczywistości, którą widzi
Tylko on
Jest w stanie przeskoczyć 
Płonącą obręcz
A potem leci
Lub płynie
Bo każda myśl
W jego głowie 
Jak fala
Jak kamień
Wzrost długości przekątnych telewizorów w czasie,
Jest odwrotnie proporcjonalny do jakości artystycznych możliwych do zobaczenia na nich. 
Pizzeria na końcu świata jest otwarta
Raz w tygodniu dolatuje tam wodnopłat
Na klifie stoi ławka i stół
Gdzie John i Mike
Mieszają swój ból i radość
Z winem i oceanem
Kajakiem trzy tygodnie
Internetem od razu
A bezsensowne łzy
Nie spadną z tego klifu
Choć bardzo by chciały

8 lis 2024

Bardzo chciałbym być sobą
Ale jeśli się nie uda
Mógłbym być
Wiatrem na opuszkach Twych palców

7 lis 2024

Stoję tyłem do światła
Wdzę cię dobrze
Lecz ty nie widzisz mnie
Stoję przodem
Moją twarz widać w pełni
A twojej nie
Stoimy bokiem oboje
Część nas tonie w cieniu
Część wiemy o sobie

6 lis 2024

Nadwrażliwi turyści
Neurotyczni podróżnicy
Dla których
Cele jak prywatne plaże
Oraz odwrotnie
Bojący się samotności
W dalekiej Azji, Europie, Ameryce...
Ciągnący za sobą przyjaciół
Oraz szwadrony obsługi
Wyposażonej w utensylia
Konieczne przy oswajaniu
Nieznanej rzeczywistości
Maczety, łuki, czołgi


2 lis 2024

Dedal

Trudno mu cokolwiek zarzucić
Był głęboko empatyczny i genialny jednocześnie
Najzwyczajniej miał talent do tworzenia dzieł
Które ludzi unieszczęśliwiały

11 paź 2024

Czternastego sierpnia Rajmund idzie na grzyby

Nie ma cienia
Każdy jest piękny
Delikatne serce 
Do przyrośnięcia
Do Pnia
Odgarnąć nadmiar listowia
Pozwolić dłoniom
Wrosnąć w korę i korzenie
Stać się milionem włosków i komórek
Blizną pachnącą życiem


5 paź 2024

Odwaga

Zacząłem widzieć ptaki
Więc jednak istnieją
Kulejące
Śmiesznie skaczące
Dumnie kroczące
O piórkach żółtych
Brązowych postrzępionych
I gładkich
Rozpanoszone i dyskretne
Szybujące i pikujące
Tchórzliwe, odważne i pytające
Krzykliwe i śpiewne
Zacząłem je widzieć
Inne
Niż kwadratowe
Lub martwe

Pamelo, żegnaj

Za tym pustym stepem
Miasto jest ogromne
Gdzie życie nie jest łatwiejsze, niż u nas
Tam zbuduję dla nas dom
Muszę tylko od kilku sklepikarzy
Ściągnąć dług
I odnajdziemy szczęście swe

Kochany nie zapomnij nigdy o mnie
Choć wiem
Że nie otrzymam Twego listu

4 paź 2024

Krzesło

Uratowałem czemuś życie
Leżało za kontenerem na gruz
W mroku dnia
Miało połamane nogi
Zdartą skórę

Przykleiłem pasterek
Z napisem
Dzielny pacjent
Stolarski klej zasklepił pęknięcia
Stało się łatką nadziei 

Choć nosi tylko mój tyłek
Albo torbę na zakupy
Zachowuje się, jak siodło
Po Juliuszu Cezarze

3 paź 2024

Człowiek w rogu sali

Papierowa wycinanka
Camera obscura
Kalejdoskop cienistych szkiełek
Oczy, jak dziurka klucza do jasnego pokoju
Drgnięcia włosów
Niepokojące pytania
A przecież scena jest oświetlona
Postaci zarysowane wyraziście
Jakby nie patrzeć
Więc, czemu mój wzrok
Błądząc szuka cienia

Z aforyzmów tyranów

Adolf Hitler:
Żadna łza nie zastąpi słowa przebaczenia.


Mao Dzedong:
Pojedynczy człowiek jest, jak liść na prastarym dębie narodu, sam jest jedynie grą kolorów, ale nic nie jest w stanie zastąpić go w życiodajnym procesie.


Idi Amin:
Kiedy stoję na brzegu rzeki - czuję, jak krok dzieli mnie od zrozumienia, czym jest droga życia.
Kiedy w niej się zanurzam - jestem już tylko kroplą, która chce płynąć.


Józef Stalin:
Nawet najdłuższa i najokrutniejsza przemoc, nie doprowadzi w człowieku do zmiany tak trwałej i głębokiej, jak uznanie niedoskonałości własnej i drugiego człowieka.



Pol Pot:
Tożsamość nie może być nadana z zewnątrz, jest ona wewnętrzną siłą i celem jednocześnie.

22 wrz 2024

Kupiec wenecki

Statki na niepewnym morzu
A córka zerwała przymierze
Przyjaciel, co szczerze mówić nie umie
I policzek za to, w co wierzę
Sakwa w sercu
I serce w sakwie
Życie w martwym zapisie
Zapisane w żywym słowie
Los, co w przebraniu się czai
Nie zważając na wyznania

21 wrz 2024

Rano chodzi na czterech nogach
Wieczorem na trzech
Cały dzień waha się
Na dwóch
Próbując postawić nogę
Na właściwej ścieżce
W nocy układa głowę na poduszce 
Słuchając szumu własnej krwi
Jak morza

Gladiatorzy

Na środku areny
Na piasku
Co go stopa ma pokrywa
Zarzucali na siebie sieci pytań
Czekając cierpliwie odpowiedzi
Pchali włóczniami wątpliwości
Całując rany niepewności
Cięli mieczami redukcji
Obmywając stopy
Z krwi niewysłowienia
Zachodząc od tyłu ze sztyletem empatii
Gotowali się na niespodziewane riposty
Takie były twarde zasady
Walki

13 wrz 2024

Przez moment, jak ziarno piasku
W Twoich oczach
Odbite, czy rodzące się
Słowa
Słońce
Kołyszące zagubienie
Perła stająca się sobą
Nie słychać czasu
Nie zaszumi wśród liści, ni fal
Nie pachnie
Jak włosy
A ociera się o skórę
Sprawia, że zimno
Albo gorąco
Strach
Albo rozkosz

2 wrz 2024

Obce języki
Chyba umierają w milczeniu
O prawie żadnym nie słyszałem
Nie czytam gazet
Więc nie doniosły
Do mnie sformułowań
Niezrozumiałych, a pięknych
Nekrologów wiecznie rozminiętych
Pragnień pojednania
Wyznań zachwycenia
Urwanych w pół
Albo w ćwierć nuty
Chmur z nad Wieży Babel
Co nawodniwszy padół łez
Człowieczeństwem
Umierają
Pełnym nadziei 
Telegrafem opadających liści

31 sie 2024

Cztery ślady na piasku
Nie ma meduz
Obok siebie
Normalnie
Raptem jedne zagęszczone
Drugie zdziwione
Stopa za stopą
Prawie same palce gdzie poderwały się mewy
I znowu cztery przodem do siebie
I w suchym piasku odbicia jedynie niektórych
I jedne znikające w jednych
Kręcących się w miejscu
I znów cztery lirycznie po pięciolinii fal
Głębiej 
Po linijkach wierszy
Po pulsującym rytmie
I znowu dwa wychodzą
Z wiru
Jak pytajnika

24 sie 2024

Szept jak akcent
Nad niemym "o"
Jak ułożenie głosek
W ścieżkę przez
Lśnienie porannego lasu
Pocałunek
Drżąco przeciskający się przez usta
Oda do zapachu włosów
Ześlizgująca się w powiewie oddechu
Po labiryncie ucha

21 sie 2024

Julia i Romeo

Spoglądasz zza zasłony
Kamieni, którymi
Nasi przodkowie
Od wieków wzajemnie 
Siebie, sobie i w siebie
Palcami kruchymi, jak erotyki skaczące po papirusach - niepewnie
Dotykając koronki kutej balustrady
Schowana za woalem rzęs
Wymawiasz w myślach: tak
I cofasz w cień
Słowa: ale


Most Waterloo

Przedwczoraj stałem na nim
Dziś go nie ma
A zatopiony świat 
Gra światłami
Jakby spod niego jeźdźcy
Zmarli Rzymianie 
Brytowie
A na nim klomby żywotów
Może dlatego najlepiej wygląda
Gdy go niemal nie widać
Bo wtedy najtrudniej
Zachować harmonijne linie życia
Więc ucieka w chwiejnym rytmie
Podpór 
Ku kształtom światów niewiadomych
Choć przed oczyma rybaków
I malarzy odkrytych
Aż uciec mu się udaje
Blisko krawędzi
W liliowe szaleństwo
A ja dosiadłbym go
I na jego czterech kopytach
Popędził w szumie 
Smagania pędzlem
Do światów przejść


18 sie 2024

Ogrody

Ocieniony 
Szumiący cichym strumieniem
Słyszalnym ledwo wśród trawy
Melodię oczekiwania
O zapachu kory i mchu
Pełny słońca
Zapachu lawendy
Migoczący fiołkami 
Wśród słonecznych źdźbeł 
Brzmiący śpiewem ptaków
A pomiędzy
Mur kruszejący
Od nieustępliwego światła
Z jednej
Łuszczący się
Wśród życiodajnej wilgoci
Z drugiej strony

17 sie 2024

Wolę być 
Kiedy na moment
Wrastamy w siebie
Nie rozumiejąc
Jak motyl 
Opuszczając poczwarkę 
Nawet jeśli skrzydła przytrzasną drzwi


Paleta barw

Dwie barwy
Do malowania wszystkiego
Szesnaście
Przypominanie mojej Mamy
Gdy trwam do niej przyssany
Dwieście pięćdziesiąt sześć 
Mój świat
Szesnaście milionów
Migotanie rzęs
I kącików oczu
Jest więcej
Których się obawiam
I o których śnię

14 sie 2024

Ktoś mnie wycinał 
Z tektury
W gorzkiej ironii barbakanu
Secesyjne rysy
Śniąc o Alkach i Rudych
I to dobre lustro

13 sie 2024

Pociąg nie wjeżdża
Spomiędzy torów nie wyrastają 
Pełne witalności...
Nie ma płyt na peronie
Śladów ludzi
Zużycia świata
Kosza, gdzie nie mieści się serce
Nie ma mnie
Nie mówię
Nie słyszę
Jest tylko serce
Nie mieszczące się w koszu
Pierwsza skóra, jak łupinka cebuli
Do farbowania wielkanocnych jajek
Żeby symbolizowały życie
Skuteczniej, niż prawdziwe
Druga, jak czosnek zasuszony
Którą wyrywać trzeba
Spomiędzy ząbków
Żeby paliło w język
Przy mówieniu
Trzecia cieknąca sokiem
Jak zrywanie albedo
Słodkim, kwaśnym, gorzkim
Obnażająca wnętrzności
Rozerwanych marzeń

31 lip 2024

Tyran

Radził się konsystorza
Jak jest wola boża
Czy wyzyskiwać po cichu
I głosić, iż są szczęśliwi
Czy grabić przez megafony
Z życia już ograbionych
Odpowiedź była zagadką
Ani mądrą, ani gładką
Usiadło dziecko na piecu
A tu iskry wokół lecą
Uczę się być mężczyzną
Późno
18.30 może 35
Z każdą zgubioną nutą
Fałszywym taktem
Faux pas
Przemocą w prowadzeniu
Już rzadziej na kolanach
Bo łatwiej o urazy
Z każdą zgodą na czucie
Na niezgodę
Na brak sensu
I na sens braku
Pewnością
W niepewności
Niepewności
Z każdą próbą bycia


28 lip 2024

Mojżesz

Zdejmij sandały
To święta ziemia
A to świat gorejący
W nim jestem 
Który jestem
Padnij przed nim
I wypełnij usta glebą
A kwiaty wzejdą
Nie ogień


25 lip 2024

Drobne kroki na bruku
Piasku pustyni
Ścieżce wśród paproci
Sawannie tnącej stopy
Górskim trakcie
Zrazu spokojne
I wolne
Wysycone błękitem
Jak akordy kołysanki o skaczących gwiazdach
Potem szybsze
Jakby urwana lina cyrkowego namiotu
Odgłos lawiny sunącej ku traktowi
Pobłyski kobry kilka metrów od stóp
I w końcu zrywające się do lotu
Nad stadem hien
Mrocznych nożowników
Lęku ukrytego wśród zieleni liści

Zniżcie swój lot
Woda chłodzi 
Koi 
Niesie zapomnienie
Mam pewną niewiedzę
Iż z pewnością
Bynajmniej haniebnie
Jak zwykle to jasne
Jak na dłoni
Grubymi kreskami
Nie ma co tłumaczyć
Wszak wspak 
Co tu i tam rozumieć
Dla mnie przekreślone
Jasno określone
Mgliście oświetlone
Ależ tak
Zawsze nigdy i wszyscy
A także nikt
Dla wszystkich proste
Wróble w ptasim  raju
Nadają audycję
Którą je lub je
Jako kod

21 lip 2024

Kobra pokojowa

Moje ukąszenie
Moja śliska skóra
Mój niepokój 
I wzrok we wszystkie strony
Moje naprężenie
Moje wyniesienie
Moje wicie się
Moja agresja 
Moja czujność
Mój spokój
To znak
To słowo
Lub fraza
Które nie wiem
Co znaczą
I ile czego
Ale chyba mniej
Niż odbija piasek

Lino Straulino

Gdybym był domem
To pod dachem
Ciepłym choć nie od słońca
Twój głos, jak dym
Co niesfornie
Palenisku ucieka
By w oczy i belki ścian 
Szczypać
Zamiast komin
Niepamięci czernić
I okna otwiera
Bym wraz z dymem
Sadem i łąką zakwitał

29 cze 2024

Grizzly Man

Chciał być sam zimą
To akurat nie był obłęd
Odczuwał już złość na kamerę
Dlatego z rozszarpywanego ciała
Nagrał jedynie dźwięk
Inne niedźwiedzie odeszły
A ten niefutrzany został z niefutrzaną
A on chciał tak bardzo zostać sam
Nocami widział swe pazury
Oblepione mięsem
A rzekę występującą z brzegów
I zalewającą dolineę po przełęcze
To akurat już był obłęd
Nie wiedział, że tym razem
Ptak o kręcących skrzydłach
Zabierze go z niefutrzaną
Po prostu później

28 cze 2024

O świcie nadleciał ku mnie ptak
Szeptal, że jest wiatr
Tylko chcieć, i niesie
Że struny są jedwabne i nie ranią,
Że błądzić można wśród nich,
Jak wśród włosów
Gdy z powiewem
Etiudy błękitnieją niebem
W zenicie dnia wzniósł się wysoko
Roztapiając me oczy w słonecznych wybuchach, Zostawiając rozpostarte ramiona i wiatr

15 cze 2024

Fanaberie

Hamak idealny
Ciepły letni wiatr
Poranne słońce przezierajjąco - pobłyskujące
Wśród sosnowego igliwia nade mną
Może tylko rozpięty powinien być
Nie między drzewami
Ale dwoma nieskończenie oddalonymi od siebie
Punktami w przestrzeni

14 cze 2024

Bankomat
Budka telefoniczna naszych czasów

13 cze 2024

Pociąg

Podjechał już na drugi peron
Drżący sztuczny satelita
Jest maleńki
A my tacy wielcy
Ale ma maleńkie okienka
Przez ktore zobaczymy
Mleczne drogi i bezdroża
Najgłębsze tunele miedzy ustami
I najdłuższ mosty nad tęsknotami
Prawie go nie widać
Bo media donoszą
Że jest iluzją oczu
Nie przywykłych do światła
Trudno, ja wpycham mój
Przywielki byt
Chodź

Słońce na Ziemi i jej księżycu
Niedostępna wiedza
Choć spogladają w oczy
Wzajemnie
Pół twarzy w cieniu
Część serca w ciemności
Latem inaczej, niż zimą
W płatkach śniegu zapisuje
Światło 
Obrazy
Oddechy
Gdy jaskrawe południe
Gubi księżyc w fatamorganach
A Ziemia płonie wewnątrz
Płacząc rozpalonymi skałami

2 cze 2024

Krok w labirynt
Wzrok
Dotyk
Słuch
Drugi krok
Wiedzie w prawo
Znowu krok
Półprzejrzyste cienie drzew
Przytulają
Gdybym mógł
Stać się nim
Wijącym szukającym 
Samego siebie
W porwanej tkance ciągłości
Kolejny krok
Przejście przez wyrwę
W ciągłości
Do lęku
Zawracam
Lecz i ciągłość już zawróciła
Gdyby zieloność szła do przodu
Cofnąłbym krok
Lub na odwrót
Tworząc harmonię
Jednak krok
W górę czy w bok
Nie jest sprytnym rozwiązaniem
Więc
Krok w labirynt
A tam
Wzrok
Słuch
i słuch
Mógłbym być groteskowym naśladownictwem
Achillesa
Z braku Parysa
Muszę wbijać sobie w pięty
Ciernie
Żeby nie tyle - umrzeć
Ile, mieć dyskomfort
Męczeństwo czasów
W których Ilion
Kojarzy się chyba tylko z liczebnikiem

Duma

Kiedy umarła nie uwierzyłem
Wszak nic na to nie wskazywało
Miała się dobrze
Wyrażała dziarsko, asertywnie
A często, jak na nią przystało - arogancko
Córka sukcesu, choćby iluzorycznego
Pewna siebie, mimo, iż nogami szpotawymi
Powłóczyła w rytm przaśnych przyśpiewek
Leżała teraz cicho
A ja nie wiedziałem
Czy umarła
Czy przemieniała w larwę



19 maj 2024

Tu był dom mojej prababci
Widzę ją, jak siedzi na krześle
Lub wygląda przez okno
Oparta o parapet
Jak jej córka
Okna się zlewają
Lepiej pamiętam to z babcią
Jakoś też bardziej boli
Chociaż mogłem wyciągnąć ramiona
Do trzeciego piętra
Z łatwością
Jej mama była inna
Może przez okno
Budynku którego nie ma
Albo jest
Ale jest jakiś obżarty
Hamburgerami z pobliskiego macdonaldsa
Kontemplowała swoje
Nie moje
Dzieciństwo
A może jej byt zagubił się
Wraz z moją pamięcią
O budynku
Z oknem
Które bywa oknem w czasie

Imagine

Przykro mi John
Nie dołączę
Ludzie nie są do ideałów
Mógłbym co prawda
Wykrzykiwać, że chcę sprawiedliwości
Jednak nie za darmo
Albo być święcie przekonanym
Żeby zamknąć kościoły
Lub na wyścigi
Proklamować powszechne braterstwo
Ale motywacji wystarcza mi tylko
Na uśmiech
Na ulicy

Żółw i jeż

Chcieli przyjaźnić się spotkawszy dwaj zwierze
Co umieli najlepiej, zrobili w dobrej wierze
Jeden igły wystawił świeżutkie i ostre
Na to do skorupy drugi schował się po prostu
Wychodź tu zaraz, tulić cię chcę - rzecze jeżyk
Ani chcę, ani umiem, no i… jakoś Ci nie wierzę
Za dobrą biorąc monetę fakt, że nie ucieka
Jeż nuże się łasić, wić, przymilać… i na efekt czeka
Igłami obłaskawiać  skorupę, co tak dobrze chroniła
I jasna rzecz uważa, iż pieszczota to miła
Jak domyślić się łatwo, duch co w skorupę i w igły spowity
Miękł podobnie, jak one, w czynie tym pracowitym
Tak minęły tygodnie, miesiące... inni twierdzą, że lata
A wytarły się kolce, pancerz stał jak wata
Zaś oczy wpatrzone we wzajemnym zdziwieniu
Samym już były patrzeniem w bezbronnym patrzeniu






10 maj 2024

Rozumiem
Może lepiej
Ale mniej
Widzę więcej
Lecz przedmioty i idee
Leżą niedokładnie
Śmierć jest bliższa
A bilet na nią droższy
I ja
O mnie piosenka prosta
A ledwie ją nucę
Bo słowa migają
Takty umykają
Nie umiem już grać ich
Akordami

Lęk

Dziś ta siarka
Nie płonie
Skrzydła leniwie zmiatają polny kurz
Oczy z szumem odwracają się ku ciszy
Skamieniała łuska z historią wyszczerbień
Pobłyskuje matowo
Jak zaniedbana średniowieczna mozaika
A ogon przypomina ziemny wał
Chroniący przed wylewem rzeki
Nawet łapy z krwią zakrzepłą ma pazurach
Budzą bardziej troskę, niż grozę
Dziś świeci słońce
I jesteś, lecz
Najedzony


Jak szkło w stopach
Zmienić w lustro

Jak skąd wyrastać powinny
Pióra
Wyjąć kolce

Jak maczugę zmienić
W dłoń




6 maj 2024

Kwiaty milkną nocą
Zamykają szczelnie usta
Zwijają płatki jak dłonie
Pod głowę
A gdy obok przechodzi deszcz
Udają, że ich nie ma
Że łąka nie istniała
Że ich nie było
Byle tylko
Nie powiedział
Że są piękne

Diana Tycjana

Bez wahania
Musi zginąć
Już zginął
Wy głupie
Na co czekacie
Jak patrzycie
Choćbym kochała go nad życie
Już rozszarpany  

5 maj 2024

Tryptyk kościelny

I

W niektórych gotyckich rzeźbach
Marii z Jezusem na ręku - 
On jakby chciał uciec
Nic dziwnego najczęściej jej mina
Nie należy do zachęcających
Ale może jest w tym jakaś
Mądrość
Dania jej wolności
Której często
Sama nie chce
I dania sobie wolności
Która jest trudna Mamo

II

Organy są chlubą
Tego kościoła
Może i tego miasta
Krainy
Więc może i świata
Bo może nas nie stać
Najzwyczajniej
Na lepsze zwieńczenie
Niż dudnienie
Lub poczucie zagubienia

III

Ten mały romański kapitel
Spajający biforium
Niegdysiejszej empory
Jak skrzydła dyptyku
Jest dziś moim zamurowanym bratem
Co nigdy nie dojrzy już słońca

Może pewnego dnia spośród gruzów


W ułamanym skrzydle motyla
Zamknął się ból
Z nim piękno
Mają razem nie więcej niż
Atom grubości
Oglądane pod słońce
Piękno jest nitkowane
Ażurowe 
Spojone łukami i tęczami
Bólu - napięciem
Dającym siłę do lotu

29 kwi 2024

Lepiej być nie mogło

To widomie śmieszne
Dwie bardzo śmieszne
Niezbyt funkcjonalne
U dołu tak samo
Ile na tym można przebiec
Pięćset kilometrów?...
Ale sobie się podoba
Bo pomyślało
"podobanie się"
Albo nie
Bo na odwrót
I pomyślało koło
I chyba to jest horyzont
Owszem śliczny
Pomyślało głową
Jakby kulą u góry
Dosyć śmieszną
I pomyślało teorię i praktykę
Żeby ta kula nabrała powagi...
... czyli czego?
Napisałem list do siebie sprzed lat
Uzbierało się już sporo
Niemądrości do przekazania
Coś o pięknie kwiatów
I brzydocie świata
Harmonii strumienia
Wystrzeganiu wody z kranu

Na szczęście spaliłem ten list
Nie przeczytawszy
Chyba chciałem odpisać 
Temu człowiekowi

Ale skoro nie otrzymałem odpowiedzi
To list nie doszedł
Lub adresat był nieznany

28 kwi 2024

Niedługo zamykamy

Zamówiłbym coś
Coś bym schrupał
Mięsiste jędrne lato jako przystawkę
Potem czas - kruchy, lecz soczysty
Na deser zaś aksamitny i nieco wytworny
Koniec świata
Ktorego ozdobą i zwieńczeniem 
Byłaby aromatyczna filiżaneczka
Niebytu

Rozstrzelanie głosek

Wyprowadzano je grupami
Przedniojęzykowe
Te odważne, co to śmierci się nie boją
I zawsze brzmią pryncypialnie i zasadniczo
Tylnojęzykowe, które wychowane w koniunkturalnych rodzinach
Protest artykułują zdawkowo i w woalu
Potem zwarte
Poświęcające własne myśli
Dla wzniosłej, choć niedoskonałej idei
I zwarto-szczelinowe
Które choć chcą pozostać sobą
To znieść nie mogą łajdactwa
Więc syczą jednym głosem
Ze zwartymi nadrabiając miną
Szczelinowe, które urodziły się
Niezadowolone, i niezadowolenie to bywa trafne
Ale zmęczone, już jedynie spryskują
Łąkę rzeczywistości goryczą
Płynne, co na złe czasy trafiły ze swym oportunizmem
I żandarmi schwytali je na ulicznej pyskówce
Drżące zimnym świtem
Że ich niezgoda komuś zaszkodzi
Że bocznym, chociaż
Nie myślą nic zdrożnego, bo nie myślą nic
Albo środkowym, co przypodobać chcą się każdemu
Bo wszędzie widzą kawałek prawdy
A na końcu półotwarte
Filozoficzne anegdoty o miłości

Ustawili je wszystkie w szeregu
Jak ustawia się piosenkę do zaśpiewania
Strzelali, jak strzela się do słownika
Przebijając jak najwięcej znaczeń
Żeby uzyskać polifonię bólu
Ale strzelający nie wiedzieli
Że polifonia zapętla się w liryczne fugi
Gdzie znaczenia odradzają się
W brzmienia nieznane
Tajemnice

12 kwi 2024

Wiosna

Gdy sięgasz po kwiaty
aby pchnąć je na świat
I nasycić głód
Co wchłonie je 
I miotając swoimi siłami
Rozrzuci we wzory
Nie w Twoim już władaniu
Sandro namalował Cię
spokojną, pytającą
a pewną i pełną siły
I prawie banalnie
Chciałbym na tym obrazie
Kiedy wsuwasz w nie pełne wdzięku palce
Być kwiatami

W ciemności czas jest wygięty w łuk
Jak tęcza
Albo jak szyja
Napięty i dobrze widoczny
W swojej tajemnicy
Ciało w nim brodzi
Choć nie czuje dna
Usta szukają źródła
W uderzeniach serca

Przestrzeń w ciemności
Granice ma w unoszącym mnie zapachu
Każdy z wymiarów
Staje się pieszczotą
Niewidomą
Gąbką, co wchłonęła ocean

Ślimak głową muru nie przebije
Nawet nie wiem, czy by chciał
Mógłby ćwiczyć na ścianie swojego domu
Choć głupio by to wyglądało
Więc chyba nikt tego nie widział
Pewnie przebija jakoś pomału
Bo przecież i tak nie gra roli
Prędkość, którą tak się szczycimy
Ocierając zakrwawione czoła
Skoro jutro w zasolonych męczarniach
Zginą tysiące niemych rewolucjonistów

Tutaj małymi nóżkami wspinałem się na palce
Kładąc 50 groszy
By sięgnąć po landrynki
Nieskończenie słodkie, malinowe
Zlepione w jedną masę
Jak ból i rozkosz
Odwracam się plecami
Widzę czas
Fantomowe ściany domu rodzinnego
Dziwnie pachnącą farbę
Za grubo pomalowanymi szczeblami łóżeczka
Ledwo trzymającą się na ekspresjonistycznych
Pajęczych nogach
Szafeczkę pełną tajemnic
Jak wtedy wszystko
Tryptyk luster toaletki
Tapczan jak mała łąka
Radio z gramofonem szafa i piec
Wszystko zapomniałem
I pośród tego Ty Mamo
I cisza
Albo bajka o małym misiu
Co miał iść do sklepu po jajka
I ja czekający, aż będę takim misiem

A Evaristo Estanislao Carriego

Zamknięto Cię w czterech minutach
A pierwsza minuta jak portret eksponowany tłumowi
Jak podróż z płaskowyżu w środku Europy
Do perlącej się falami nut La Platy
Jak lont wetknięty w bombę serca
Gotowego na wybuch
Druga minuta jak odważne zdzieranie masek
Przez moczary rozczarowania
Piaszczystą ścieżką do morza zdziwienia
Trzecia minuta jak pieszczota wyczekana
Co spadła choć nie wiadomo, skąd
Mocna i liryczna
Pewna swego, a leniwa jak kot
Czwarta minuta jak lont iskrzy
Miłość! Uciekajcie, uciekajcie!
Lecz wtem; stop, ogień już w sercu
Nie ma dokąd uciekać
Niech wybucha
Niech płoną deski
Topi się kurtyna
Parkiet spopiela
Dłonie pocą
Szybciej
Czasu tak mało
29 lat

6 kwi 2024

Życie mieści się w szafie
Między półką ze zdartymi dziecięcymi rajstopami
A ulubionymi spodniami
Których już nie powinienem nosić
Gdzie skarpety próbują udowodnić
Że mam zgrabne stopy
A szaliki coraz szczelniej otulają
Moje słowa
Płaszcz czeka, aż jesienny wiatr
Zawoła, że ma sens
Bezbarwna koszulka
Spodoba się na zawsze
Marynarka czeka, aż elegancko
Okryje serce

1 kwi 2024

Pierwsza transplantacja miłości

Kwartalnik "Współczesna medycyna uczuciowa" donosi, że grono samozwańczych badaczy związanych z Konserwatorium Muzycznym w Violin, w stanie Tuba, dokonała pierwszego na świecie przeszczepu miłości. Po zeszłorocznym udanym przeszczepie pozytywnego myślenia, naukowcy postanowili podnieść poprzeczkę. Od początku oczywiste było, że aktualny eksperyment obarczony będzie większym ryzykiem niepowodzenia. Pozytywne myślenie okazało się stosunkowo łatwe do ekstrahowania. Również dawca i biorca, czyli kanarek i cytryna posiadali morfologiczne podobieństwo zwiększające szansę na pozytywny finał przedsięwzięcia. Co prawda cytryna z oczywistych względów, była źródłem trudnym do zebrania wywiadu, ale wywiad przeprowadzony z jej konsumentami pozwolił skonstatować, iż była to jedna z najsmaczniejszych cytryn, jakie spożyto w przedmiotowym kręgu kulturowym. 
Zachęceni badacze stwierdzili, iż optymalnymi dla obserwacji przedmiotami eksperymentu będą kot i mysz. Jako dawcę wyznaczono kota, a jako metody ekstrahowania zabawy kłębkiem wełny, następnie wełnianą nitkę przepuszczono przez mysz i czekano na wyniki. Od początku zaobserwowano konflikt serologiczny kociej miłości z mysim lękiem. Mysz odrzucała miłość, ilekroć na ekranie tomografu zobaczyć można było obraz kota. Sytuację poprawiło nieco przyczepienie kotu uszu Myszki Miki i nacieranie go serem, prawdopodobnie jednak ser przedawkowano, gdyż kot zapadł w śpiączkę W efekcie mysz zaczęła wykazywać oznaki przyjęcia przeszczepu, spoglądając z klatki tęsknym wzrokiem na kota. U kota zaobserwowano z kolei nie zaburzony przebieg fal mózgowych, wszystko wskazuje więc na to, iż w celu przebudzenia wystarczy podrapać go za uchem. 
Kłębek wełny wykorzystany w eksperymencie nabył na aukcji internetowej bogaty kolekcjoner ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W rozmowie z mediami zdradził on, iż nici zamierza użyć jako osnowy dla dywanika, z którego będzie korzystał, jeśli zechce spojrzeć na świat z perspektywy miłości...

31 mar 2024

Perła

Jak każdego dnia
Płetwy, maska, rurka na dno łodzi
Plusk wioseł
Szum wiatru
Skok
Cisza
Bicie serca
I światło rozpraszające się w głębi
Dudnienie w głowie i ból w płucach
I jest
Tam, gdzie wczoraj
W tkance życia
Piękniejsza
Bardziej majestatyczna
Nieobliczalna
Powietrze się kończy

30 mar 2024

Więc jednak niebo istnieje
Można dojechać tam z przystanku
O nazwie Cmentarz
Wagonikiem czerwonym
Turkocząco chybotliwym
Po torze nierównym
Ryzykownie poprowadzonym
Malowniczymi wądołami
Pośród pachnących zapomnianych
Sadów
I nadmiejskimi przełęczami
Z których szyny osypują się
Wraz z wiosennym kwieciem
Jest niebo pół-wioską pół-miastem
Zamieszkałe przez anioły
Ludzi i wróżki
Którzy - jak to w niebie
Mogą już odłożyć na bok 
Ortodoksyjne deliberacje
Są tam domy mogące istnieć
Dzięki rozwlekłej niebiańskiej
Procedurze wyburzeń
Lokalni wariaci, jacy
Kiedyś bywali i na ziemi
Psy bezczelnie łażące po płotach
I jabłka takie, jak w raju

28 mar 2024

Świątynia półmroku poznania
Zerkamy przez małe okienko
Szukając we mgle
Błysków geniuszu
Przez siatkę na włosach
Bicia serca wieków
W ciszy spojrzenia
Schronienia
Dla bezradności
Dłoni

24 mar 2024

Przechadzam się ukryty
W tęsknocie
Najlepszy kamuflaż
Cienie drzew
Choć mają nieco pokruszone
Ręce
Rozciągają się na ziemi
I szepczą zaproszenia
W alfabecie
Którego nie znam
Więc przyklękam
I głaszczę te cienie
Są ich najdelikatniejszą częścią

Monte Cassino

Łatwiej będzie dowodzić
Zamieniwszy żołnierzy
W kwiaty
Jest zima
Więc pożyją krótko
Na prawe skrzydło
Rzucimy bukiet krokusów
Pięćdziesiąt tysięcy krokusów
W te mokradła, gdzie nawet trzcina gnije
Nawet nie trzeba ich zabijać
Są martwe od samej wiedzy
Na prawe skrzydło 
Wystrzelimy bukiety żonkili i frezji
Jeszcze kiedy opadały
Kule rozszarpywały je na strzępy
Więc kwiaty, co za życia nie gustowały
W swych zapachach
Teraz zmieszały się
Kwiatowy dżem
Śmierdzący już rozkładem
Na środkowym froncie
Będziemy wysypywać róże
Całe wytrzaskane szklarnie
Zapakowane na wywrotki
W odległych krajach
Aż przeciwnicy
Bezmiarem marnotrawionego piękna
Zachwycą się
Zawstydzą
Zamyślą

Miłosierny Samarytanin

Pakuję na bydlę
Sam siebie
Zalewam rany
Oliwą i winem

Tak robią synowie
Miłosiernych ojców
Moje poranione stopy
To poranione ciało

Brat słusznie postąpił
Wracając
Ale tak trudno jest 
Wyciągnąć ramiona
Do samego siebie

16 mar 2024

Pająk w deszczu

Na polach granitu
Moja śmieszna postać
Odnóża lepkie i delikatne
Toną w życiodajnym płynie
Tułów raz po raz
Przybijają do ziemi
Krople, co niespodzianie
Przerastają mą wielkość
A ten bóg w sportowej kurtce
Mógł mnie rozdeptać
Lecz nie chciał


15 mar 2024

Blanka

Jeśli w pierwszej scenie ktoś zakłada szal
To w ostatniej...
Założyła szal i uciekła od moskiewskiej
Szarości
Paryż był jak czyste jezioro
Gdzie wszystko widać odbite i rozedrgane
Serca i oczy
Nie mogła uwierzyć
Że strzelił przez nią

Świerklaniecki poranek
Taki rześki 
Dzięcioły ratują drzewa
Boleśnie pałaszując robaki
Do drzwi kuchennych
Podjechał wózek z warzywami
Ten kalafior jak jej głowa
Bujna czupryna
Oprószona siwizną 
A do Paryża
Już nie pojadą
Para z jej ust
Maluje mgłę na okiennej szybie
Czoło zostawia tłustawy ślad

Przedpołudniowa przejażdżka 
Spódnica odsłania złote klamry
Martwych sztybletów
Koronkowy szal współgra
Z lśniącym karym zadem
W stawie, jak zawsze 
Markizowie
Baronowie
Elizejskie Pola
Jak lustro formaliny

Ruszyła galopem
To musiało być
Szal powiewał
Jak źle przyklejony anons
Mówili potem
Że się zaplątał

10 mar 2024

Wiatr znad mokradeł

Zawiał mocno
Zaparł dech w piersi
A  ja nawet w snach nie latałem
Więc groteskowo podskakuję w powiewach

Nie wiedziałem
Że skrzydła bolą
Kiedy rosną

9 mar 2024

Metafora

Jakaż trafna metafora współczesnej komunikacji artystycznej. 
Pijak oddający mocz na gmach teatru. Nie pokątnie i wstydliwie, gdzieś w cieniu zaplecza, ale wprost przed głównym wejściem, na schody mające być symbolicznym wyniesieniem widzów ponad pył ulicy. A jak podczas tej czynności godnie wyprostowany, prawie świadomy dyskursu, w którym wlaśnie uczestniczy…

Popołudnie w sierocińcu

Za ścianą światła
Rozmawiają cienie
Milczy jedyny, znienawidzony
Herbata, której nie wolno brać do pokoju
Napływa mi do oczu
Z nieuchronnością osypuje się tynk
A ja przeglądam album
Nie-mojej-rodziny
Nie-mój-pradziadek z ojcem
Na łące
Nie-moi-krewni lepią
Piasek i śnieg
Dla dzieci
Nie-mój-dziadek
Stoi w szeregu
Ginie w skrętach
A mimo to ręce
Błądzą po okładce
Wtapiając się w grzbiet
Napięty i lękliwy
Oswajają brakujące obrazy
Wciągają zapach
Siebie

29 lut 2024

Lutowa wiosna

Wiosenny, choć lutowy dzień
Kwitną forsycje i świeci słońce
Jednak Słońce się oddala
Temperatura spada o trzydzieści stopni
Robi się ciemno
A ja nie przygotowany
Chyba za cienko - ubrany
Wziąłem tylko moją skórę
I chusteczek za mało
Więc teraz dygoczę
Zakrywając dłonią
Oczy i usta
Stawy jakby zamarzały
Potykam się o powietrze
Ktoś pyta, czy wszystko dobrze
Tak - odpowiadam
Przecież tylko ja widzę oddalające się
Słońce


22 lut 2024

Nieusłuchane

Sny nie chcą mieszkać w głowie
W nocy po cichutku
Uciekają na poduszkę
Niektóre wplątują się we włosy
Nie wiadomo - przez nieumiejętność
Czy przez nęcące ciepło
Zacienionej kotary
Inne szwendają się po łóżku
Czekając świtu, a wtedy spłoszone
Zapominają się i chowają
Do kolejnej nocy

Talia kart

Zagrywam Królem
Bo szumi mi w głowie od nieznanego
Patrzę na talię
A widzę ostrze tarczowej piły
Sięgam po cokolwiek
Raniąc sobie palce
Na mrocznym wachlarzu życia
Dwójki czwórki i siódemki
Gdy wtem z bunkru śmieci wewnętrznych
Spoglądam w Twe oczy
I widzę najpiękniejsze piki
A głębiej i kiery już tętnią czułością

21 lut 2024

Jak ryba w przepławce
Źle zaprojektowanej
Choć wypełnionej czystą wodą
Pod otwartym niebem
Lecz w labiryncie znaczeń
Za wielkich
Za subtelnych
O zbyt ostrych krawędziach
Majacząc oskardy, nadziaki i strzały
Płynę 
Marząc o spienionym bystrzu
Gdzie już nic
Tylko
Szał i radość i...

12 lut 2024

Nie chcę mieć sił
Chcę leżeć w dłoniach
Jak pióro
Co może pisać
A może pieścić
Co martwe
Choć żywe
Chcę każdym atomem
Napierać
I napotykać miłosny
Opór
Kruchy
Delikatny
Czuły


W oknie

Wypatruj mamusi
W autobusie, aucie, pociągu
Niepewną miłością
Biegnie do ciebie

Czekaj na tatusia
Gdy ciężka zasłona spływa
Twoimi plecami
A jego łzy 
Schną szukając pewności

7 lut 2024

Pośród mego życia, pół jawy pół snu
Kogut woła łanię, by przybiegła tu
By z pustki bezkresnej nieodwołalnej dali
Oni razem czuwali, oni razem spali

By skóry ich, tak odmienne w bycie
Splotły sierści i pióra otulając życie
A oczy, tak jak widzą barwy różnorakie
Zapatrzone bezwiednie swoim były szlakiem

Łania, co wąchała właśnie smaki mroźnej ciszy
Rozumiała te dźwięki, których nikt nie słyszy
Wiosennych jej pochodnie oczu się zaszkliły
Ciepły to wiatr, czy ptak chłodnym ranem wydał jej się miły




6 lut 2024

Zostaw mnie Jasiu
Już chcę tylko jego
Muchomora  
Co z materii ziemi
Ssie śmierć
Jego ramion słodkich
Co nie mają miejsca na wątpliwość
Ogarniają pewnością
I spełnieniem




27 sty 2024

Odbicia

Stanęły naprzeciw siebie dwa lustra
Ty jesteś jakieś pełne, ja puste
Ja pełne, ty puste w swej prawdzie
Ty w błysku podobne gwieździe
Kruche ty, ja jak szkło twarde
Co będzie ja widzę, co ile warte
Odbijasz światło, gdzie nie ma go
Zamieniasz tego, co jest w nikogo
Ty czyste, ja czyste mniej przy krawędzi
Odbijam krzesło, Ty że ktoś siedzi
Przenikasz wiatr i że wieje
Ja, że gdzieś coś się dzieje
Kryształowe oblicze Twe jasne
Ja wciąż pytam, czy moje, czy własne
Ty odbijasz, jak śpiew ptaka o świcie
Ja jak bisiorowa chusta w zenicie
Ja odbijam po wielokroć w oddale
Ty to samo, a udajesz, że wcale

26 sty 2024

Głupia odpowiedź

Wkładasz stopę w mój ślad
Pytasz, czemu nie pasuje
Bo piasek ma czas
Jak klepsydra
Ale na odwrót
Nie życiodajna Jangcy
Nie prastary Tygrys
Leniwa dzika Amazonka
Czy krwista Orinoko
Nie Nil tajemniczy
Ani zamulone Kongo
Obeznany ze światem Dunaj
Czy roztańczone Missisipi 
Lecz zwykły strumień
A przecież nie zatrzymasz go
Gdy naturalnym rytmem
Dąży ku swemu zlewisku

22 sty 2024

Krople gorące słonej wody
Na zmarszczek pięciolinii 
Nuty uczniowskiej etiudy
Kapiące do pustej skrzyni


20 sty 2024

Wojownik widzi strzałę, kiedy zmierza w jego stronę
Nie umknie i nie umknie jego zaskoczenie
Odmalowujące jakby słodycz na twarzy
Kiedy jest blisko, pierś wypełnia się powietrzem
Dłonie opadają wyczekująco
Czuje punkt, gdzie grot styka się ze skórą
A w ciele, jak błysk rozchodzi się ciepło
I rozchodzą się komórki ciała
Zaskoczenie zmienia się w zachwyt
Wyczekiwanie w drżenie
Stal rozchyla mostek
Jak pszczoła płatki kwiatu
Z oczu wytryska łza rozkoszy
A w sercu już tylko tylko pragnienie
I żar co topi grot

14 sty 2024

Kanał tęsknoty

Kobiety z południowego plemienia
Od wieków siadały na słonecznych zboczach 
I płakały za swoimi mężczyznami
Ich łzy rok za rokiem
Rzeźbiły skalisty grunt
Ściekając na dno żyznego wąwozu o który
Toczyli śmiertelne spory

Kobiety z plemienia północnego
Siadały zaś naprzeciw
A łzy po ich mężczyznach
Spływały glebą ciemną
Podmywając korzenie
Nielicznych kwiatów

Teraz patrzą, jak kanałem łez
U ich stóp
Płyną statki z zachodu i wschodu
A marynarze polerując armaty
Machają do nich radośnie
Ślady moich stóp
Na śniegu
Mogłyby wyglądać lepiej
Być wyraźniejsze
Równiejsze

Zero stopni Celcjusza
Rodzi szereg pytań
Pytań niewyraźnych
Rozchwianych
Zima jest cicha
Gołębie zawieszają spory
Samotnie wtulają dzioby w skrzydła
Chowają się pod ścianami domów
Milczą z głodu i tęsknoty
Koty zza okien ze współczuciem
Oblizują zaspane pyszczki
Omiatają ogonami gwiazdki mrozu
Marzą o wiośnie
Pachnącej i mięsistej

6 sty 2024

Tyle chciałbym wymilczeć
Lecz wciąż brakuje mi słów
I zwycięża tchórzostwo
Mówienia

Zmiana

W nowym kalendarzu
Jest tylko jeden dzień
Święto próżni
Na nowej mapie
Jest tylko jeden punkt
Biały
W nowym słowniku
Jest tylko jedno słowo
Faktycznie

Jak zawsze kalendarz
Wprowadzą zwycięzcy
Latem, najlepiej w lipcu
W jakiejś ładnej miejscowości
Może Talamone
Zaklinając rzeczywistość
Odwiecznymi mitami

Dzieci gwiazd

Ból zbitych pleców
Na tle czarnej twarzy
Nieliczne białe zęby
W uszach szum komety

Na wózku ciało bez ruchu
Ślina kapiąca na rękaw
Nogi związane bandażem
A stopy tęsknią za drogą

W świątyni peronu
Bóg z gwizdkiem
Odprawia pociąg życia tam
Gdzie mieszkań wiele



Na drzewie ptak
To ty
Pod drzewem kot
To śmierć
W gałęziach wiatr
To ja


Mroczna, lepka maź
Wypluta na ulice
Bulgocąca
W rytmie palonych książek
Wybijanych szyb
W rytmie pali i krzyży
I kolb wbijanych w twarz
Płynąc przywiera do butów
Dłoni
Oczu
Rosnąc pięknieje