Na dno den piekła
Wśród wycia katów
Gdzie rana wściekła
I świsty batów
Na szczyty nieba
Bez oczu kłucia
Gdzie wilgna gleba
Łez nie odrzuca
Do czyśćca głupców
Ciebie niepewnych
Do szczęścia kupców
Na wszystko gniewnych
Pchnąłeś mnie Panie
W miłości dziwnej
I zmieniasz w kamień
Góry Oliwnej