29 maj 2023

Oczekiwanie

Woda zamknięta w lodzie
Pragnąca wiosny
Pisklę w skorupce
Tłukące do słońca
Skała czekająca
Obmycia do złota
Usta coraz jedwabniejsze
Wzór już prawie pełny
Na kobiercu westchnienia
Kwiat z lubością
Patrzący na pszczołę
Wiatr co chce już
Z arkad na łąkę wybiec
I myśli
Zastygłe w półśnie
Jak pies

Pierrot

Chodźcie pokażę wam jak płaczę
Nie chcecie, sam sobie zagram spektakl
Malutka scena... norwidowska
Ile stopa ma pokrywa - też żartowniś
Taka mała rzecz na początek
Wypłakuję łzę na lusterko
Kulam nią jak po równoważni
Sprawdzam, do którego oka lepiej pasuje
Drugi numer śmieszniejszy
Płaczę tak, żeby trafić do butelki
Całkiem śmieszne
Jeśli naprawdę się wzruszę
Umiem z metra napełnić spory flakonik
Jest też człowiek konewka
Chodzę po ogrodzie
Chwytam się za serce ujęty pięknem kwiatka
A z oczu konewka
Im mocniej złapię za serce
Tym kwiatki lepiej podlane
No to już jest bardzo dobre
I numer popisowy
Fontanna
Ale tego wam już nie opowiem
Jest tak śmieszne
Że zaraz się rozpłaczę
Poranek jest obfity
Na ulice wysypują się
Hamburgery
Pizze
Niedopałki
Resztki coli
Żeby rozgonić zimną europejską mgłę
Zapalam jeden z nich
Słońce wstaje w oczekiwaniu na łódź
Otwiera się ciężarówka
Na piasek wysypują się 
Ludzie z mojego plemienia
Zanurzam rękę w koszu
Przewracam w ciemności
Butelki
Pudełka
Odbijam się od ścian
Na wertepach
Szperam głębiej
Boli 
Coś ostrego
Może strzaskana
Albo rozcięta
Ciała dzieci przed chatą
Pęknięta
W chacie
Odsuwam to 
Wczoraj musiała być 
Rozrywkowa sobota
Trudno się dostać dalej
Ale warto
Gonimy ratela
Wygrałem wtedy
Wszyscy byli dumni
Dłoń już blisko dna
Ciepło miękko
Bezpiecznie
Jak przy mamie
Zostaję tak chwilę
Tak
To chyba nieotwierany obiad z cateringu


27 maj 2023

Łódka z pytaniami

Łódka wypłynęła wtedy
Kiedy trzeba
Dobrze pamiętam
Woda w stawie przejrzysta
Zielonkawo drzewna
A miejscami mętna
Jak należy
Gdzieniegdzie konary
Jak ręce z przeszłości
Szumiące palcami o dno łódki
Tęsknie
Zatoczki co stawały się zatokami
A przy jej wschodnim cyplu
Omal nie wpadł na nas jacht albo parowiec
Można dłonią sięgnąć
Teraz
Do wtedy
Aż wielkie fale
A na ich grzbiecie
Łódka się wzbiła
Nad las
Choć niebezpieczne
Przybiliśmy do brzegów
O miękkiej trawie
Co pieści zmęczone drogą stopy
Albo oczy
Wyjęliśmy z rozpadliny
Dziecko
Jeśli chciało
Bo być może
Złośliwie
Woli czekać
Na noc

24 maj 2023

Spór wielce poważny

Spierało się lustro z jeziorem
Czyje odbicie lepsze
Gdzie oczy prawdziwsze
Gdzie niebo czystsze
W którym kwiaty żywsze
Nad którym pochylić się lepiej
Gdy chcesz wejrzeć głębiej
W którym miłość jest świeższa
Nienawiść ostrzejsza
Gdzie szczęście dłużej trwać może
A w którym lepiej układa się suknia
W które spojrzeć warto
Czy nie gra znaczoną kartą
A gdy słońce ku nocy chylić się poczęło
Z lubością lustro  nad brzegiem stanęło
I wpatrzone w migotliwy pasaż trwało 
A złociste jezioro kryształ obmywało

Linoskoczek

Nie słyszał szumu wiatru
Gdy wspinał się na dach
Nie słyszał, gdy krzyczeli
"Brawo, brawo!"
W przepaści ścian domów
I nie umiał zanucić pod nosem
Dodającej odwagi melodii
Mógł im pomachać
Ale i tego nie zrobił
Bo nie miał pewności
Czy wołając dodając mu otuchy
Gdy dotarł do połowy i zawiał wiatr
Nie krzyknął ze strachu
A gdy leżał na ziemi
Nie jęknął z wdzięcznością
Gdy ktoś dotknął
Jego dłoni

Zatańczmy

Gdy pierwszy zabrzmiał takt
Tego walca
Co zamiótł świat
Staliśmy na krawędzi chodnika
I nic, co mógłbym powtórzyć
Nie padło z naszych ust
Ani zachwyt nad twoimi skrzydłami
Ani uznanie dla mojej trwałości
To nie był puzon, ani waltornia
Może słowik, lub kos
Jakiś śpiew, co zakręcił
Dłonią twą i mą
I ramieniem zbyt odważnym
I w oczach okien 
Coś jak świeczniki
Zza opuszczonych powiek firanek
Ale nic, co zabija
Nagie stopy
Bezbronne oczy
I akcenty, co wprawiają w wir
I ty, co nigdy
I ja, co zawsze
I gitara, co trzymana ciasno
Mówi prawdę
Szepcząc



Leonardowi


21 maj 2023

Warszawa 22:08
Kafle na podłodze
Układają się w ciekawy dywan
Chyba ktoś na środku wielkiego salonu
Wyburzył łazienkę
Biorę w niej prysznic
Myśląc o dawnych artystach

Tokio 05:08
Wzory na kaflach 
Jakby kaligrafowane
Powściągliwą myślą
Tao, które nie boli
W spacerze dłoni i stóp

Nowy Jork 04:08PM
Twoje myśli
Na wszystkich billboardach
Times Square
Podaję Ci rękę
A wszystkie znaki i wzory
Zmieniają się
W arabeski życia

20 maj 2023

Mamy czas

I powiedział Bóg:
Daję wam czas
Narzędzie siewu i zbioru
Przestrzeń miłości i nienawiści
Hałasu i śpiewu
Ciszy i światła
Daję go wam
Jak glinę
Którą pogardzicie
Albo ulepicie naczynie na wodę
Jak powietrze
Którego nie dostrzeżecie
Ale bez którego zginiecie
Daję wam czas
Jak człowieka
Co wyciąga ręce
I nic w nich nie ma

Klepsydra wodna

Pierwsze krople 
Jakby zdziwienie
Coś uderza w łysinę
Spływa za ucho
Woda
Dawkowana 
W cząsteczkach kropel
Życie, co toczy się poza mną
Wyciągam dłoń 
Rozkoszuję się wilgocią
Której udaje się trafić
W moje życie
Chociaż chciałbym, żeby cały deszcz świata skupił się na mnie
I obmył
Opłukał
Użyźnił
To widzę błyski mijające moje ręce
Odchylam głowę 
Wystawiam twarz
Krople deszczu
Czy łez
Czy radości
Spływają
Od kącików oczu
Do serca

Deszcz zmywa naklejki z mojej skóry
Starej walizki
Że tak być powinno
Że Stefan Batory wycieczki po oceanach
Honolulu, Barcelona
Że rola, społeczność, imponderabilia
Wiosenny zimy deszcz
Jak że wszystko ma sens
Że pożyjemy zobaczymy
Zostaje zapach znoszonych
Skarpet, spodni
Koszul, zbyt ciasnych swetrów
I odciski wypełnione łzami

14 maj 2023

Widzenie w wyschniętej oazie

Po karawanie
Zostały z piachu wystające kości
Tysięczny dzień
Słońce spalało tkanki
Które nazywałem mną
A noc mroziła rozgorzałe rany
W ciszy wieczornej maligny
Śpiew bezgłośny
Jak w uniesieniu kojąca dłoń
A za nim ptak maleńki
Wydawał się być coraz bliżej
Aż wypalone słońcem źrenice
Cień skrzydeł Feniksa poczuły
I ciepło w klatce piersiowej
Stapiającej się w bezbolesnym płomieniu
Z ciałem ptaka, co samym jest życiem, gdy żyje
I całym jest sobą, gdy płonie

Lecę
W porannym słońcu
Wielbłądy wylegują się nad wodą

Paź królowej

Na słonecznej drodze 
Gdzie winorośl oplata betonowe słupy
Jak kolczasty drut stada zwłok
Naddatkiem wirtuozerii wybuchło piękno
Wirowało skrzydłami arabeski
Żeby rzekomy wicher wzniecić
Hen nad oceanem tęsknoty
A moje oczy czułe choć ślepe czuły 
Powiew, co go przygnał
Lub wzniecił
A kiedy usiadł 
Skrzydła rozłożył
Jak manuskrypt 
Złotych pełen iluminacji
Ukrytych wśród kwiecia inicjałów
O nadpalonych stronicach
Zastygłem
Jak on
Na sekundę
Czekając
Na ciepły pył
Z którego
W który

7 maj 2023

Madama

Nie płacz Cio Cio San
Miłość wszak nie zabija,
Ale daje życie
Zabija zapach werbeny
Co wkrada się pod powieki
Gdy drżysz, a ja całuję Twe dłonie
W domu, co jak wachlarz ma dwie strony
I już czekasz, a chmury nad wzgórzem udają okręty

A życie, co dała nie-miłość
Chmury poniosły bezpiecznie
Więc nie płonęło gdy miało czterdzieści lat więcej
Od miłości porucznika Pinkertona
Zrzuconej z bombowca

A ty kochana Suzuki
Której wyrwano obie ręce
Którymi przytulałaś
Dwie kochane osoby
Zaśpiewaj, a odrosną ci gałęzie
Dla rudzikowych gniazd