30 gru 2014

Karmiąc gołębie, których nie ma

Poszedłem na rynek nakarmić gołębie...
Nie nadleciały by walczyć o najsłodsze kąski
Nie wydziobywały okruchów spomiędzy kostek bruku
Nie szumiały mięśniami z powtykanymi piórami
Nie gulgały natrętnie oczekując na kolejną garść
Nie obsiadały mojej głowy i rąk, gdy demonstrowałem ostatnie kęsy
I nie porwały mnie z ziemi unosząc w podzięce
By szybować nad miastem
Lecieć coraz prędzej
By szybować nad lasem
Lecieć wyżej coraz
Zagłębić się w wysokość
Odmalować gór obraz
By w chmurze nurkować
Co się falą stała
By w głębinach wody zapomnieć swego ciała
Dotknąć dna pod dnem
I spłonąć w jądrze Ziemi
I...
Czemu ich nie ma?
Wszak jest druga w nocy