18 sty 2023

Początek oczy pełne kwiatów

 Początek, jak zwykle, bierze się z wody, czyli z łez... Dryfujemy w nich czasem zdając sobie z tego sprawę, a czasem nie... Czasem wydaje się nam, że zdajemy sobie z tego sprawę, ale mylimy się i zdajemy sobie sprawę tylko z tego, że mamy wyschnięte oczy, ale łez nie potrafimy dostrzec... Z jakichś powodów łzy dobrze niosą dźwięki wydawane przez innych ludzi... Śmiech podobnie jak płacz; niektórzy uważają nawet, że funkcje przewodzenia łzy mają doskonalsze nawet niż stal... Jezioro łez ma jednak tę przypadłość, że słabo odbija obrazy, dlatego spoglądając w jego toń, widzimy bogaty kraj głębin, ale nie swoje odbicie, i dlatego widzimy cierpienia innych żeglarzy, ale swoich nie rozumiemy... Łzy mają określony zapach, który jak ogon komety, układa się w określony nurt... Podobno można z niego wywróżyć przyszłość, a i opisać nieco przeszłości... Bo nawet niewidomy musi przyznać, że inne są wielkie jak szklane przyciski do papieru, na którym można utrwalać ból - łzy porzucenia i śmierci, a inne - gęste i gorące jak smoła, łzy poniżenia i pogardy, co latami potrafią się przesączać prze skórę policzków tak, że są niewidoczne, jak wulkaniczna podziemna rzeka... I to jest pierwszy początek... Początek drugi, to kwiaty na łące... Są pełne pyłku i zapachu, ale kiedy pada deszcz, tracą to, zyskując na jakiś czas głębię barw i wodę, co pięknie mieni się na płatkach... Woda skleja czasem ich płatki i liście, tak że mogą się cieszyć barwami towarzysza, jak swoimi... A czy to woda z chmur, czy z łez - kwiaty nie wiedzą i nie zawsze muszą wiedzieć, bo przychodzi pora sianokosów i rozwiązuje szereg botanicznych problemów... A może to trzeci początek... Płyną nie łzy, i nie płynie deszcz... A może płyną razem z dźwiękami muzyki... I może tanda to nie 12 minut, ale astronomiczny rok spotkania... I dłoń oparta na dłoni jest jak spacer zimą... Z parą wydobywającą się z nozdrzy jednorożca połyskliwie ukrytego między drzewami... Spojrzenie jest być może wiosną wybuchającą łąką kwiatów i zielenią nadziei gdzieś głęboko pod powiekami... Ruch jest biegiem po letnim morskim brzegu ze stopami rozchlapującymi wodę, grzęznącymi w rozmokłym piachu, i ogrzewanymi przez piach suchy i ciepły... A zapach jest jak urzeczenie kolorami jesieni... mocnymi i zdziwionymi, że czas może mieć tak piękną formę... I w tej zimie, wiośnie, lecie i jesieni dwunastu minut dwoje zaskoczonych ludzi, a może jeden zaskoczony, a drugi jeszcze dryfuje... A może nie, może jeszcze inaczej...